piątek, 23 czerwca 2017

BEZ NORM, BEZ GRANIC


Miesiąc temu Muzeum la Fabuloserie (Francja) otworzyło nową wystawę.
W najnowszej historii tego miejsca to prawdziwa rewolucja. Zmiana stałej ekspozycji, nazw, pokazanie tego co ukryte i... wymieszanie dwóch kolekcji: Alaina Bourbonnaisgo i Andrzeja Kwasiborskiego.



fot. 1



20 maja 2017, 140 km od Paryża, w Dicy, w Europejską Noc Muzeum, Sophie Bourbonnais, z Andrzejem Kwasiborskim u boku, otworzyła kolejny muzealny sezon wystawą „Niesforni Kolekcjonerzy. Sztuka bez norm i granic/ Collectionneurs turbulents. Art hors-les-normes sans frontières”. Po dwóch latach przygotowań, spotkań, wzajemnych wizyt, rozmów, korespondencji i pokonywaniu kolejnych przeciwności udało się otworzyć wystawę, na której zaprezentowane zostały dwie kolekcje obok siebie. Zbierane od początku lat 70. XX wieku prace przez Alaina i gromadzone od początku lat 2000 – prace Andrzeja Kwasiborskiego.


Niesforni są podobni



Nigdy się nie spotkali. Dzieliła ich nie tylko odległość (ponad 1500 kilometrów), język, ale i czas ich kolekcjonerskiej aktywności (Alain zmarł w 1988 roku). Połączyła pasja.

- Kolekcjonerzy z prawdziwego zdarzenia to istoty z natury rzeczy niepokorne i buntownicze. Pasja kolekcjonowania wyzwala u każdego z nich szaloną energię,z jaką gromadzą dzieła, cieszą się nimi i dzielą się tą radością z innymi. Jedni pozostają wierni prądom jednej epoki i zbierają przedmioty o uznanej wartości, inni wolą porzucać utarte ścieżki i przesuwać granice świata sztuki.

Alain Bourbonnais i Andrzej Kwasiborski należą do tej drugiej kategorii. Pierwszy z nich urodził się w 1925 roku we Francji, drugi w 1969 roku w Polsce. Mimo różnicy pokoleń i odległości dzielących tych dwóch amatorów sztuki, wiele ich łączy. - napisała we wstępie do katalogu wystawy - tłumaczy Déborah Couette – kuratorka wystawy (tłumaczenie: Ewa Młodecka).




fot. 2 | Sophie Bourbonnais, Andrzej Kwasiborski, Déborah Couette i ja



Kiedy latem 2015 roku razem z Sophie Bourbonnais i Markiem Młodeckim odwiedziła Polskę, Andrzej Kwasiborski był białą kartą. Zabrał ich w podróż. Odwiedzając kolejnych twórców, z którymi się przyjaźnił odkrywali podobieństwa. Urzekł ich nie tylko pasją, ale również szacunkiem dla twórców. Jeśli ich nie odwiedza to pisze lub dzwoni. Podobnie jak dla Alaina Bourbonnaisgo ważny jest dla niego człowiek, potem dzieło.


Każdemu, który go poruszy, wydaje samizdatowy katalog. Do tej pory powstało ich ok. 40. Format A5. Liczba stron? Zwykle 8. W środku biogram, zdjęcie i reprodukcje prac. Na okładce obowiązkowo pieczęć i własnoręczny podpis twórcy.




fot. 3 | okładki broszur z kolekcji AK



fot. 3 | okładki broszur z kolekcji La Fabuloserie


Rozsyła je po Polsce. Coraz częściej też po Europie; Czechy, Francja. Okazuje się, że podobne broszury, w latach 70. i 80 XX, wydawał również Alain Bourbonnais. Jest jeszcze jeden łącznik: podobny sposób katalogowania i archiwizowania prac. Różnica opiera się na skali. - Mimo pewnych podobieństw, kolekcje Bourbonnaisgo i Kwasiborskiego różnią się, chociażby z powodu fizycznego wymiaru obiektów. Kolekcja sztuki hors-les-normes zgromadzona przez Alaina Bourbonnaisgo jest bogata w prace o pokaźnych rozmiarach. Znajdują się w niej ogromne rzeźby i rozbudowane instalacje, podczas kiedy kolekcja Andrzeja Kwasiborskiego prawie wcale nie zawiera takich dzieł – tłumaczy Déborah Couette.




fot. 4 | galeria portretów...?


fot. 5 | każdy mógł oddać głos na nazwę dla nowej przestrzeni: Galeria Portretów, Tracąc twarz,Co masz do mojej gęby?, Twarzą w twarz lub Przyjaźń francusko-polska


Art hors-les-normes to kilka jak nie kilkadziesiąt tysięcy obiektów, również ogromne rzeźby stojące w ogrodzie i Karuzela Piotrusia oraz miejsce z budynkami, parkiem, stawem, atelier. Płocka kolekcja A. K. to prace głównie na papierze trzymane w mieszkaniu w bloku, w każdym zakątku tego mieszkania, nawet pod łóżkiem. Reszta się zgadza.



fot. 6

Bez norm, bez granic


Tak powstał pomysł na wystawę. Po pierwszej selekcji w Polsce, do Francji pojechało około setki prac. Potem przyszły kolejne. Dziś wiszą obok tych z kolekcji AB i zaskakują. Czym?



fot. 7 | wczesne erotyki Ryszarda Koska - pierwszy pokaz publiczny


fot.8 | jeden z fascynujących kolaży Alaina Bourbonnais'ego

Tym, że tak łatwo się tam zadomowiły, że postacie z rysunków Adama Dembińskiego przytulają się do postaci z puszek Simone Le Carré Galimard, że zwierzę Zagajewskiego tworzy niemal rodzinę ze zwierzętami Genty’ego, a u Podesty – jak u siebie - zamieszkały anioły Joanny Razik i chrystusiki Damiana Rebelskiego.


I kiedy błądzisz wśród architektury, wśród budynków Philippe’a Mahaut, Christiana Laira, Erwina Sówki, Henia Żarskiego czy Tadeusza Głowali to widzisz, że tworzą jedno wielokulturowe miasto. I zachwycasz się tą kreską i tą barwą i nie myślisz co tu jest narodowe, co jest polskie, a co francuskie, bo to kompletnie nie ma znaczenia. Erotyki z zeszytów Ryśka Koska, po raz pierwszy pokazane publicznie, bardzo mocne i piękne, w niczym nie ustępują powalającym erotycznym fantasmagoriom Alaina Bourbonnais. Tak, bo Bourbonnais to nie tylko architekt, kolekcjoner ale również fascynujący twórca.


fot. 9 | Z Jano Pesetem


fot. 10 | W sali wystaw czasowych można zobaczyć podobieństwa.
Tu katalogi AK i Fabuloserie, czyli jak kolekcjonerzy promowali twórców


Klucz do tego wszystkiego jest prosty. Choć życie każdego z artystów jest ważne i odpowiednio wyeksponowane na wystawie krótkim biogramem to liczy się temat, motyw i opowieść. W pomieszczeniu zwanym „Grenier blanc” mamy zatem dzieciństwo, niewinność, muzykę i zwierzyniec. W „Grenier noir” przestrzeń pomiędzy ziemią, powietrzem a morzem, a także, tuż za przepierzeniem, „Czerwoną dzielnicę” ze wspomnianymi erotykami.




fot. 11 | Marie Rose Lortet i Adam Nidzgorski


Uważny widz dostrzeże małe czerwone kwadraciki z logo kolekcji A.K. To jedyny element, który wskazuje, że praca należy do zbiorów Andrzeja Kwasiborskiego.


Jeśli chodzi o wspomniane na początku zmiany to największe mamy w dawnej „Salle d’automaboules”, gdzie znajdowały się wehikuły Monchartre’a, lalki Eckenbergera, a która dziś już się tak nie nazywa. Dziś jest tu coś w rodzaju galerii portretów – miejsce, w którym obie kolekcje najmocniej zostały wymieszane. To miejsce „o wielu twarzach”, poszukujące swej nazwy. Na drzwiach do sali wisi tablica, na której wypisane zostały proponowane nazwy. Zwiedzający stawiają krzyżyk przy tej, która im się najbardziej podoba.


To wszystko może szokować. Tworzone konsekwentnie przez kilkanaście lat przez Alaina, a potem – po jego śmierci – chronione przez jego żonę - Caroline, muzeum od 1988 roku, od śmierci Alaina, nie poddawane było większym zmianom.


Niesforność miejsca


Kiedy przyjechałem do Fabuloserie w 2014 roku wszystko tkwiło jeszcze w końcówce lat 80 XX wieku. Opisy prac, biogramy – wybite maszynowym pismem na pożółkłych kartach. Jak zaczęły następować te wszystkie zmiany uważałem je za błąd. Uważałem, że Marek i Sophie powinni zostawić wszystko takim jak zostawił je Alain. Dziś rozumiem, że tym sposobem Fabuloserie pozostałoby jedynie mauzoleum, a nie muzeum. To właśnie dzięki tym zmianom żyje. Jest muzeum rozumianym jako proces. Miejscem dyskutującym z własnym dorobkiem, szukających nowych dróg, eksperymentującym.


fot.12 | Chateau dorée z otwartym świetlikiem



Jednym z takich eksperymentów, który zrodził się w głowie Marka Młodeckiego, architekta, było pomysł na wyczyszczenie wnętrz z eksponatów i pokazanie publiczności architektury stworzonej przez Bourbonnais. Powiedział, że tym samym zobaczylibyśmy sposób myślenia architekta-kolekcjonera, który „infekował” otoczenie swoją energią, aby wypełnić je swoją pasją. To by było coś!


Tu należy się wyjaśnienie. Muzeum nie jest miejscem homogenicznym. Nie jest jednym budynkiem a raczej architektonicznym amalgamatem. Powstało z kilku obiektów, które Alain sukcesywnie kupował i łączył. Stodoła, garaż, budynek z podwórkiem i parkanem, na którym nabudował kolejny budynek (Grenier noir). Następnie wszystko zamknął dachem ze świetlikiem tworząc miejsce, w centralnym punkcie swojego Fabryki Niezwykłości miejsce, w którym mogła zamieszkać rodzina Turbulents - rzeźb, obiektów, marionet w jednym. Tu dygresja. Udało mi się odkryć (myszkując w archiwach muzeum), że sala ta, dotychczas zwana „salle de Turbulents” ma swoją nazwę - „Chateau dorée” (złoty zamek), co zostało natychmiast podchwycone.


Wracając do tematu… Poszczególne elementy całej architektonicznej układanki Bourbonnais'ego są połączone systemem wewnętrznych korytarzy ze schodami, ukrytymi przejściami, zapadniami.

Nie znajdziesz tu prostych biały ścian. Jeśli jest biel to wgryza się w nią czerń lub czerwień. Jeśli jest bruk wyślizgany to za chwilę spotkasz szorstką deskę umorusaną brou de noix, a w Grenier Noir stare, barwione na czerwono dywany. Zmieniają się faktury podłóg i ich poziomy, raz na ścianach są tkaniny raz tapety z gazet lub surowe deski, po których też chodzisz.


Kiedy jesteś w środku czujesz się jak w labiryncie. Dopiero wejście na dach pozwala zrozumieć, genialny plan Bourbonnais'ego. „Patchworkowy” charakter budowli oddaje charakter kolekcjonera.

Polskie art brut na dwa lata


Wernisaż zakończył się sukcesem. Na otwarciu było około stu osób, twórców takich Jano Peset czy Adam Nidzgorski czy Marie Rose Lortet. Był też Bruno Montpied – pisarz i twórca bloga o twórczości brut i outsiders, a także Claude (pisarka) et Clovis Prévost (fotograf i twórca filmów) – autorzy potężnego albumu „Les Bâtisseurs de l’Imaginaire” (Architekci wyobraźni) – o twórcach z kręgu Habitants Paysagistes. Podczas całej nocy wystawę zobaczyło 400 osób.


fot. 13 | Simon Le Carré Galimard i Adam Dembiński - przyjaźń francusko-polska

Wystawie towarzyszy ponad 90-stronicowy katalog, w którym obok biogramów, zdjęć twórców ich prac są ich oryginalne podpisy, tak jak na okładkach broszur Andrzeja Kwasiborskiego.




Całość uzupełnia wstęp Sophie Bourbonnais opisującej okoliczności poznania i nawiązania współpracy z polskim kolekcjonerem, który też napisał krótki wstęp. Jest również wywiad i krótka analiza dotycząca pojmowania zjawiska art brut w Polsce, na przestrzeni ostatnich 70 lat. Katalog jest w wersji francuskojęzycznej, ale wkrótce będą gotowe polskie tłumaczenia. Część z nich znajdzie się na znalezienie.blogspot.com




fot. 15 | Bruno Montpied, Eliza Łabarzewska i Adam Nidzgorski


Jeśli macie czas w wakacje, zachęcam Was do wybrania się do Dicy. Jeśli nie zdążycie w wakacje lub w tym roku, to spokojnie zaplanujcie wypad na 2018 rok, ponieważ Sophie Bourbonnais zapowiedziała, że „Niesforni Kolekcjonerzy część 1” – będą cieszyć oko przez dwa sezony.




fot. Eliza Łabarzewska 
i (kilka) Radek Łabarzewski

1 komentarz: